sobota, 8 grudnia 2018

Ostatni są najwytrwalsi

Ahoj! Dzisiaj wpis specjalny, pierwszy raz postaram się zabawić w dziennikarza, i w miarę rzetelnie opisać wydarzenie, w którym brałem udział!
Jednak zanim to nastąpi, małe podsumowanie ostatnich dni. 
Po pierwsze premiera filmu pod tytułem "Świadkowie I Wojny Światowej w Muszynie". To efekt ciężkiej, wielotygodniowej zespołowej pracy. Efekt końcowy to zasługa Zuzy (Baba z Gór - polecam sprawdzić na FB), która była inicjatorem całego zamieszania, jak również Mateusza i Maćka, kamerzystów, montażystów, dźwiękowców z telewizji regionalnej "MuszynaTV". Do całego projektu zostałem zaproszony również ja, i przy ogromnym zaangażowaniu wielu życzliwych osób, film ujrzał światło dzienne! Tytuł mówi sam za siebie, a obejrzeć można go już na YT!

Pamiętacie mój wpis z 4 czerwca tego roku pod tytułem "Zgubić się, by się odnaleźć"??? Wspominałem tam o mojej wędrówce przez Beskid Niski. Wspominałem też o szalenie sympatycznej parze, Izie i Tomku których poznałem na szlaku. 
Nasze drogi znów się połączyły! Odwiedzili nasz mały Prowincjonalny Klub Podróżnika, by opowiedzieć o swojej przygodzie! Obydwoje pielgrzymowali szlakiem Świętego Jakuba do Santiago de Compostela. Sala pękała w szwach, a Iza i Tomek jeszcze długo po zakończeniu slajdowiska odpowiadali na pytania gości! Jestem przekonany, że nasze szlaki jeszcze kiedyś się skrzyżują! 

Po tym krótkim wstępie przechodzimy do meritum! 
Kiedy 5 marca 2013 roku Polscy Himalaiści zdobyli Broad Peak zimą, jako pierwsi na świecie, autentycznie cieszyłem się! Kiedy kilka godzin później na tej samej górze rozgrywał się dramat, kiedy Adam Bielecki oraz Artur Małek wrócili do obozu IV, a Tomek Kowalski i Maciej Berbeka walczyli o przetrwanie, trzymałem za nich kciuki, podobnie jak wielu Polaków. 
Nie znałem się, i nadal nie znam na Himalaizmie, ale gdy po powrocie do Polski ocalałych z tego ataku szczytowego, czyli Adama i Artura rozpętała się ogromna burza oskarżeń pod ich adresem, powiedziałem sobie w duchu - stop. Nie mam prawa ich oceniać, nie mam prawa oskarżać, czy też chwalić. Mogę ich tylko słuchać. Bo tego zimowego piekła, jakie panuje powyżej granicy 8 tysięcy metrów, nikt z nas nigdy nie poczuł. 
Kiedy dowiedziałem się, że Adam Bielecki odwiedzi Nowy Sącz ze swoją prelekcją, postanowiłem za wszelką cenę spotkać tego człowieka! Czytałem jego książkę, która zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Ciekaw byłem jak to jest balansować na krawędzi życia i śmierci. Jak to jest być tam, gdzie każdy dzień to walka o przetrwanie, gdzie proste codzienne czynności, urastają do rangi wyzwań, gdzie zawartość tlenu w powietrzu to zaledwie 1/3 mieszanki którą oddychamy na poziomie morza...

Jak się miało okazać, pierwszy sprawdzian wytrwałości przeszedłem próbując zdobyć bilet. Zainteresowanie spotkaniem przeszło najśmielsze oczekiwania organizatorów! 
Sala pękała w szwach, minuty wleką się niemiłosiernie, atmosfera napięcia jest wyczuwalna. Po krótkiej zapowiedzi na scenie pojawia się Adam! Zaczyna się opowieść, razem z nim wyruszamy w podróż. Podróż niezwykłą, bo początek miała już w dzieciństwie! Adam okazuje się bardzo dobrym mówcą, plastycznie rysując słowem swoje marzenia, przeżycia, walkę o szczyt! Już sam fakt tego, że w wieku około 10 lat marzył o górach wysokich, i konsekwentnie dążył do spełnienia marzeń daje do myślenia. 
Wspólne zdjęcie z Adamem.
  Słuchając jego opowieści można dostrzec istotny szczegół, w życiu ważna jest inspiracja, ale jeszcze ważniejsze jest tworzenie własnej legendy. Chodzi o to, by całego swojego życia nie opierać tylko cza czyiś doświadczeniach, by nie powielać cudzych dróg. Owszem, na początku jest to wręcz konieczne by zdobyć doświadczenie, jednak sztuką jest powiedzieć sobie "już czas iść samemu". 
Unikalne fotografie i filmy opatrzone komentarzem Adama, który nie szczędzi ciekawych anegdot, opowiadane prostym językiem, pozwoliły zwykłemu śmiertelnikowi przenieść się w świat gór najwyższych. 
Całość prelekcji była prowadzona chronologicznie. Od lat dzieciństwa, poprzez pierwsze nieśmiałe kroki w Polskich Tatrach, pierwsze wyjazdy zagraniczne, wyprawy komercyjne, po dach świata. Co istotne Adam bardzo rzetelnie starał się wyjaśnić kwestie podstawowe, jak chociażby pozyskiwanie funduszy na takie wyprawy. Nie trzeba być znawcą by dojść do wniosku, że Himalaizm czy chociażby Alpinizm to nie jest tani sport...
Poruszone zostały też te trudne tematy. Śmierć. Osamotnienie. Krytyka. 
Cienka granica między życiem a śmiercią powyżej 8 tysięcy metrów. Świadomość przejścia na tą "drugą stronę", gdzie już nie masz na kogo liczyć. Jesteś sam na sam z górą. Na tej wysokości nie uratuje Cię śmigłowiec, nie desantują się ratownicy. W danej chwili na całym świecie jest co najwyżej kilka osób które posiadają aklimatyzację, by w ogóle próbować osiągnąć taką wysokość!
To najbardziej ekstremalny, a jednocześnie najbardziej uzależniający sport. 
Co jedzą Himalaiści na dużych wysokościach? Adam już śpieszy z wytłumaczeniem. Najlepszy jest kisiel! Na dużej wysokości, przy małej ilości tlenu i ogromnym zmęczeniu, organizm samoczynnie ogranicza te funkcje życiowe, które są zbędne. Na przykład trawienie. Jedzenie = trawienie = spalanie (potrzebny tlen). Tlenu jest mało... Jak podsumował Adam kisiel jest najlepszy! Łatwo się przygotowuje, i smakuje tak samo w obydwie strony! 

Krytyka. Tutaj już nie są ważne Twoje predyspozycje fizyczne, wytrzymałość, aklimatyzacja. Krytyka spada na Ciebie i trafia do miejsca, którego nie jesteś w stanie ochronić. Trafia do Twojej głowy. Adam to chyba jeden z tych himalaistów, którzy musieli się zetknąć z tym problemem wielokrotnie. Na pewno nie było to przyjemne spotkanie. Tym bardziej na tle całego życiorysu tego człowieka, rysuje się postać niezwykle mocno ukształtowana. Można powiedzieć charakterna. Cała nasza wspólna podróż, dopiero w chwili gdy zbliża do zakończenia, wbija słuchacza w fotel. Konkluzja wszystkich dokonań, wzlotów i upadków, przebytych kilometrów, pokazuje jak zmienia się i kształtuje charakter człowieka. 
Zakończenie jest najważniejsze! Oto przed nami stoi gość, który jeszcze godzinę wcześniej opowiadał jak o mały włos nie zginą w Tatrach. Teraz, to doświadczony Himalaista, wiedzący czego chce, i jak to osiągnąć. Twardo stąpający po ziemi, opanowany i skrupulatny.
 Przyszedł czas na wspólne zdjęcia, autografy i pogawędki. Chyba nie muszę dodawać, że kolejka ustawiła się niezwykle długa. Cierpliwie przeczekałem ten czas. Ustawiłem się jako ostatni. 
- Ostatni są najwytrwalsi! - Skomentował z uśmiechem Adam. 
Taki był plan! Pogawędziliśmy trochę. On - zdobywca K2 latem, czy pierwszy zdobywca Broad Peak'u zimą. Ja - co najwyżej lokalny powsinoga szukający swojego miejsca. Chociaż... jest jedna cecha wspólna: chroniczny niedobór wysokości! Każdy na swój sposób.







   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz