niedziela, 16 września 2018

Kaliningrad, Gusiew, Jasnaja Polana część druga, ostatnia...

Świt był niezwykły... Gapiłem się chwile jak wryty za okno hotelowego pokoju na siódmym piętrze... Niby same blokowiska oraz wielki maszt przekaźnika radiowego. Ot, taki pospolity widok, a jednak przykuł moją uwagę na długo. 
Zdałem sobie chyba po raz pierwszy sprawę, że to co się dzieje, to nie sen. Dzisiaj już tak naprawdę dotarło do mnie, że jestem na terenie Federacji Rosyjskiej, a co za chwilę się wydarzy - tego nie wiem sam. 
Kawa, papieros, z hotelu wychodzi coraz więcej rekonstruktorów, moich towarzyszy. Autokary już czekają, zabieramy bagaże...

Ruszamy na wschód, a słońce rusza w górę. Jest naprawdę ciepło, i niezwykle pogodnie! Mijamy Gwardiejsk, Czerniachowsk... Moja twarz przyklejona do szyby... chłonę każdy detal, dom, las, chmury na niebie. Gdyby nie cyrylica której nie rozumiem, to całkiem możliwe, że nie odróżnił bym na pierwszy rzut oka Polskiego i Kaliningradzkiego krajobrazu. Czuje się tu naprawdę dobrze, swojsko. Pierwszy ważny postój mamy w Gusiewie, urokliwym miasteczku liczącym niespełna 30 tyś. mieszkańców.
Gusiew - pomnik ofiar I Wojny Światowej


Nieopodal Gusiewa podczas pierwszej wojny światowej doszło do znacznej wielkości potyczki wojsk Rosyjskich oraz Niemieckich. Miasto zostało poważnie zniszczone, jednak szybko stanęło na nogi. Oddajemy hołd ofiarom tych strasznych chwil, jest chwila na pamiątkowe zdjęcie. Moją uwagę przykuwa przepiękna cerkiew.

 Jednak gdy wracam do autokaru, zatrzymuję się przed witryną sklepu z różnymi metalowymi drobiazgami....
Ten IS2 z plakatu faktycznie stoi kilka ulic dalej! A my już w autokarze, czas goni, za kilka chwil mamy zameldować się w miejscowości Jasnaja Polana - historycznie Trakeny, i takiej nawy będę się trzymać.

Co tu się właściwie wyprawia? Już postaram się uściślić. Jedziemy na wschód by zostać tam zakwaterowani w historycznej stadninie koni. Jedzie nas spora grupa, na oko około stu rekonstruktorów. 
- Po jaką cholerę? 
 Już kolejnego dnia zainscenizujemy bitwę z okresu I Wojny Światowej. I taki jest motyw przewodni całego zamieszania, ale to dopiero za chwilę. 

Traken  jest przepiękny.... Potężne zabudowania dworskie, park, dawna stadnina koni... Niezwykłe to miejsce gdyż hodowlę rozpoczęto tam już 1732 roku! Tereny pod przyszłą stadninę zostały zmeliorowane, wzniesiono zabudowania. Hodowano tam niezwykła odmianę Konia Trakeńskiego. Skala zabudowań, oraz powierzchnia stadniny, robią kolosalne wrażenie... tylko jest jeden problem... Konia Trakeńskiego na chwilę obecną, w tym konkretnym miejscu, już nie spotkamy...
Park Dworski w Trakenie
 
Po drugiej wojnie światowej, stadnina upadła. Obecnie, tylko dwór w którym mieści się szkoła, nie rozpada się ze starości...

Zostajemy zakwaterowani na pobliskiej sali gimnastycznej, zaaranżowanej w starej ujeżdżalni koni. 
Traken jest niewielki, taka wioska na końcu świata, ponoć pięciuset mieszkańców. Jestem skłonny powiedzieć, że mniej. Jedziemy jeszcze na rekonesans pola bitwy. Słońce powoli zachodzi. Tak. To ledwie jeden dzień. Drugi dzień w Rosji. 

Wieczorem integracja! Zaserwowano nam piwo EB! Jedna puszka na głowę. 
 Pan z akordeonem intonował znane już "Kagda my byli na vojne", naszych kolegów z Rosji nie trzeba było namawiać, chóralny śpiew niósł się daleko...

Kończę zakładać owijacze na nogi, jeszcze tylko chlebak, pas główny. Wartko! Twarz ochlapałem lodowatą wodą. Zbiórka! 
Carska Armia podczas rutynowej porannej odprawy.
Dzień trzeci, jedziemy na pobliski pierwszowojenny cmentarz by wziąć udział w oficjalnych państwowych uroczystościach. Cmentarz przepiękny, ale zniszczony. Ślady kul na mogiłach są świadectwem, jak próbowano pamięć o Carskich rządach zatrzeć. Było to niewygodna historia dla nowych władz, które po drugiej wojnie światowej usadowiły się na Kremlu. 
 Chwila zadumy i ciarki na plecach, gdy zaintonowano Rosyjski hymn. W takich chwilach utwierdzam się tylko w przekonaniu, że rola rekonstruktora, ale też propagatora historycznej pamięci, ma naprawdę głębszy sens!

Przeładowałem, odstrzeliłem. Jest piękny...
Mosin... rok produkcji 1943. Wersja snajperska.
Taki dostałem. Takim mam walczyć. Amunicji hukowej w opór. Ładownice, kieszenie wszystko pełne. Widzowie tłumnie przybyli, kilku naszych skierowano do "artylerii". Ja i dwóch kolegów wspomożemy Pruski oddział! 
Rozpoczyna się musztra, gwałtownie przerwana niespodziewanym atakiem Kozaków. Ten impet i tumult... Około czterdziestu koni pędzi prosto na nas! 
Zbijamy się w okrąg, ładuję, strzelam, przeładowuje.... Cisza.... odjechali, serce wali mi jak szalone!
Teraz do przodu! Do ataku! Werble poganiają do żwawego marszu!
Rekonstrukcja walk w Trakenie.
 Wybuchy, przylegamy do ziemi, by za moment znów się podnieść! Akcja tak wartko się toczy, że nie masz czasu na logiczne myślenie. Nie udajesz, nie grasz, to wszystko jest naturalne. Krzyki, emocje, tumult, huk, strzał, dym, adrenalina... 
Przemy w górę, by zdobyć Rosyjskie umocnienia. 
Wtem słychać gromkie Hurrraaaa! Caracy ruszyli! 
Bagnet na broń, do walki! 


Carski oddział rekonstruktorów.
Już po wszystkim. Wygrali. Mieli wygrać, tak zadecydowała historia ponad 100 lat temu, tak i dzisiaj triumfowali. 
Znów jesteśmy kolegami, czas na pamiątkowe zdjęcia, uściski, serdeczności! 
I na nas już czas, kuchnia polowa jeszcze częstuje obiadem. Oddaje Mosina.
-Patronów (amunicji) brak! Melduję posłusznie. 
Dzień ustępuje miejsca nocy. Czas wracać, nasza wizyta w Rosji dobiegła końca. 
Żal było się żegnać... Tyle serdeczności nie zaznałem w żadnym kraju który dane mi było odwiedzić. 


Życie jest nieprzewidywalne. Serio. Gdybyś mi rok temu powiedział(a), że w Austro Węgierskim mundurze, odwiedzę kraj, o którym zawsze marzyłem.... nie uwierzył bym...
Kiedyś raper Adam Zieliński (Łona) dostał pytanie: "O co tak naprawdę chodzi w życiu?"
Odpowiedź brzmiała mniej więcej tak:
-W życiu chodzi o to, żeby od czasu do czasu, nie za często, bywać szczęśliwym.  





 










 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz